Wiele naszych smutków i smuteczków ma swoje korzenie gdzieś w przeszłości, kiedy świat nie spełnił naszych oczekiwań i mniej lub bardziej nas rozczarował. Nosimy w sobie urazy, niechęci, obawy, rozżalenia. Są różne szkoły obchodzenia się z nieszczęśliwymi wspomnieniami z przeszłości.
A konkretnie dwie.
Jedna, z bardziej oficjalnego nurtu, zaleca rozdrapywanie ran w celu przeżycia sytuacji raz jeszcze i uwolnienia zablokowanej energii psychicznej. To metoda wbijania kija w mrowisko.
Druga metoda, co raz bardziej popularna, to zwyczajne zbagatelizowanie sprawy. Jest szybka, prosta i skuteczna, a przede wszystkim nie wymaga drugiej osoby, która musi wysłuchiwać czyichś nieszczęść ;)
Kiedy dopada nas jakieś ponure wspomnienie, spróbujmy spojrzeć na sytuację, która je wywołała z zupełnie innej, niż dotychczas, perspektywy. Nie przywiązujmy do niego wagi. "Och, było minęło, nie ma sprawy". Może być pomocne świadomie zadawane pytań.
"Czy naprawdę było to tak nieprzyjemne? Czy rzeczywiście warto to roztrząsać? Może lepiej zapomnieć o całej sprawie i iść do przodu, a nie patrzeć wciąż do tyłu? Co zyskuję powracając ciągle do tego samego, w ten sam sposób? Może mogę spojrzeć na to inaczej, świeżymi oczyma i powiedzieć sobie - przecież nic tak strasznego się nie stało. Może warto dać sobie spokój i zwyczajnie pogodzić się z przeszłością. Może za jakiś czas, gdy o tym pomyślę to cała sytuacja będzie wydawać się śmieszna i błaha. Inni doświadczali dużo większych tragedii i podnosili się jakoś, ja zdecydowanie też mogę. Dlaczego by nie podejść do tej sytuacji z zupełnie innego punktu widzenia. To właściwie i naprawdę nie jest i nie było istotne, to co się wydarzyło. Przejmowanie się tym jest kompletnym nonsensem. Daję sobie luz, to jest naprawdę nieważne. Heh, jak można się czymś takim przejmować i po co? Jaki jest cel w przejmowaniu się tą sprawą? Było, minęło."
Lepiej jest najzwyczajniej w świecie zapomnieć o sprawie, ale zapomnieć zdrowo, świadomie, nie spychając problemu z przeszłości do jeszcze dalszych zakamarków umysłu. Rozliczyć się tu i teraz - przekonać samego siebie, że autentycznie nie warto do tego powracać, z pozycji cierpienia. Powiedzieć sobie wyraźnie: "Decyduję, że jest to nieistotne i nieważne" i poczuć to. Poczuć ulgę. Poczuć rzeczywiste oświecenie chwili - "Jak mogł(em(am) wcześniej się tym przejmować, przecież to jest błahostka".
To oczywiście jest też kwestia podstawowej umiejętności - wybaczania i przebaczania, ale to nie są wielkie ceregiele. Nasze ego często domaga się racji i nie popuszcza, nadęte jak paw, śmieszne. Och, po prostu wybaczmy sobie i wszystkim innym. I po sprawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz